Na dworze już bardzo ciepło. Nawet w nocy nie ma mrozu, co najwyżej przymrozki -1, -2 stopnie, ale i to nie zawsze. W dzień temperatury dochodzą do +12. Na pewno jest luty?
Zaczęłam wiosenne porzadki na podwórku i w ogrodzie, czy też może powinnam powiedzieć miejscu gdzie ogród będzie. Na razie jest parę roślin i trawnik. Plany na ten sezon mam duże, ale czy się je uda zrealizować? W zeszłym roku też miałam :/.
A na razie mam wiosnę w domu:
Cudowna prymulka od moich Rodziców
Tulipanki, które kupiłam sobie od męża (Mamy taki układ, że kupuję sobie kwiaty od Męża sama. Choć nie zawsze :). Spowodowane jest to tym, że Mąż pracuje w rozjazdach i często Go nie ma, albo wraca już po zamnknięciu sklepów)
I forsycja z krzewu, który rośnie przed domem.
Kartka na urodziny dla wielbiciela koloru pomarańczowego. Też taka troche wiosenna ;)
I detale. Zdjęcia robiłam "po nocy", ale nie miałam jak inaczej, bo kartka rano wyfruwała do Jubilata.
Pewnie jesteście ciekawi co u Nastki. Trochę się dziewczynka ożywiła. Już nie musi odpoczywać po kilku krokach. Wczoraj zrobiłam jej pranie nr 2. łapka niby się goi, ale nie podoba mi się to tak do końca. Za wolno jak na mój gust i ciagle sie otwiera. Być może związane jest to z wielkiem koty, a może z tym, że cięcie jest na "nadgarstku" i Nastaka sama rozciąga rane jak podwija łapki. Oczywiście ma opatrunek. Wczoraj w trakcie zmiany opatrunku polizała trochę rankę. Chyba wybierzemy się do doktora, żeby to obejrzał. Wolę pojechać o kilka razy za dużo niż o jeden raz za mało.
Zauważyliśmy też, że dziewczyna woli "ludzkie" jedzenie. Serek żóty i biały, kiełbaska, gotowany kurczak to wchodzi bez problemu. Nawarczała nawet na nasze futra jak któreś nos wsadziło za blisko ;).
Na razeie nie mam nowych zdjęć, więc jeszcze jedno "stare" z zeszłej soboty.
Dalej jednak prosimy o kciuki i pozytywne myśli.
A na koniec znakomita część naszej ferajny zajada "coś dobrego". Bartkuje Toli i Filipa, a Nastki jeszcze nie było z nami jak robilam tę fotkę. Oczywiście bałaganu po zimie i cięciu gałęzi nie widzicie ;)
Wszelkiej pomyślności Wam życzymy!
Wszystkie koty wyglądają baaardzo syto o puchato/ :) Nastce posyłam dobre myśli.
OdpowiedzUsuńA wiosna? Wiosnę czuć już w powietrzu! :))
Czuć w powietrzu, widać w ogrodach i słychać wsród ptaszków :)
UsuńTe wszystkie kociaki są Wasze?:)niesamowite:)))
OdpowiedzUsuńNasze, nasze :) Tak se jakoś naskladało ;).
UsuńW sumie 17 jest. A na zajęciu "tylko" 14 ;).
Tak w zasadzie to pytanie: czy one nasze czy my ich? ;)
UsuńBardzo fajny układ z tymi kwiatami od męża....muszę o tym pomyśleć. Twoje kwiaty przypominają o tym, że wiosna coraz bliżej. Kociaki na pewno też czują wiosnę. Pozdrawiam Ciebie i Twoje zwierzaki:))
OdpowiedzUsuńTeż mi sie ten układ podoba :).
UsuńKoty juz wyleguja sie na słonku przed domem :)
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej
Oj tak, wiosna jest już naprawdę blisko :)
OdpowiedzUsuńKartka bardzo słoneczna.
Dla kociaków przesyłam "głaski".
Tuz, tuż ta wiosna.
UsuńGłaski przekazane :) Mruczanki zwrotne przekazuję
Ojj tak, już i ja czuję wiosnę, ale ostatnio tak sie wystraszyłam, bo nadciągały bardzo brzydkie chmury i nic tylko śnieg spadnie. Ale całe szczęście rozeszły się. Koty przepiękne i jak się dopasowały kolorystycznie. Rudzielca nie macie?
OdpowiedzUsuńNie, rudzielce ida jak świerze bułeczki więc się żaden nie ostał, tylko rezydują w domkach docelowych. Mamy tylko trikolorkę z rudymi akcentami.
UsuńŁał a ja myślałam,że to ja mam dużo zwierząt:)
OdpowiedzUsuńSą jeszcze 2 psy ;)
UsuńWitam Cię Joasiu:) pięknie wiosennie u Ciebie i wesoło z gromadką kiciaków,może tylko Nastka nie wesoła,ale trzymam za nią kciuki.Czasem do Ciebie zaglądam i wiem że macie syneczka gratuluję!!!-dziękuję za wszystkie pozdrowienia zostawione na blogu Inki-ja od roku mam swojego bloga jako że zaczęłam też kleić papiery :))) pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńWitaj Kochana! Już pędzę na Twój blog :).
UsuńDziękuję za odwiedziny i gratulacje.
O kciuki prosimy nadal, bo ciągle potrzebne.
Przyszłam się przywitać i podziękować za odwiedziny:)
OdpowiedzUsuńLubię koty ,kiedyś byłam kocią mamą.Teraz mieszkam za blisko drogi żeby mieć koty .może kiedyś jednego typowo domowego.
Pozdrawiam
Bliskość drogi jest dla kotów bardzo niebezpieczna. Na szczęście nasza wioska z boku i kończy sie polami. Choc widywałam moje koty przy głównej drodze, a nawet, o zgrozo!, po drugiej jej stronie :0. Daleko od domu to było...
UsuńZapraszam częściej
O tak to już wiosna w zeszłym tygodniu widziałam przylatujące gęsi, masz piękną kocią ferajnę, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny. Zapraszam częściej. :)
OdpowiedzUsuń