piątek, 25 kwietnia 2014

Ciasteczka arachidowe

Miał być całkiem inny wpis, ale cośik mi się rozjechało i nie mogę zdjęć przerzucić :/. Mam nadzieję, że mąż coś na to poradzi jak wróci z delegacji.
Na osłodę ciasteczka arachidowe wg mojego atorskiego przepisu.
Składniki:
20dkg mąki pszennej
20dkg mąki arachidowej (raz jeden udało mi się takową kupć w dziale z produktami bio i eko)
10dkg cukru
40dkg margaryny do pieczenia

Margarynę ucieramy na gładką masę z cukrem, dodajemy mąki i dalej ucieramy. Ciasto jest gładki i dość luźne, ale bez przesady
Przekładamy do rękawa i wyciskamy ciastka w dużych odległościach (rozlewają się jak widzicie dość mocno) na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Pieczemy na złoty kolor w 180 stopniach.

Studzimy na kratce.
Przechowujemy w blaszanym pudełku. Przechowują się fajnie i nic nie tracą z czasem.
Ciasteczka sa bardzo delikatne i łatwo sie kruszą, więc poczynamy sobie z nimi ostrożnie ;).
Smacznego!


Narobiło mi się sporo zaległości na Waszych blogach i już nie mogę się doczekać kiedy je nadrobię. Mam jeszcze kilka pilnych robót do zrobienia, a potem... Same przyjemności :).
Cudownego weekendu Wam życzę :)

niedziela, 20 kwietnia 2014

Cudownych , radosnych Świąt!

Rodzinnych i cudownie wiosennych! Świętujcie i radujcie się wspólnie spędzonycm czasem!
Buziaki!

czwartek, 17 kwietnia 2014

"Oszukany kajmak"

Święta tuż, tuż.
Obiecałam Anstahe, że napiszę czym nadziewan kruche babeczki.
Otóż różnościami. Może być krem budyniowy lub z serka mascarpone, może być bita śmietana podszyta jakimś kwaskowym dżemikiem, ale moim ulubionym nadzieniem jest "oszukany kajmak". Oszukany, bo robiony z mleka w proszku, więc odpada nam godzinne mieszanie w garnku.
Składniki:
100g mleka w proszku (sypkiego nie granulowanego!)
100g masła
100-150g cukru
cukier waniliowy
Dodatki: kawa, kakao, starta czekolada, mielone orzechy, aromaty do ciast, kandyzowane owoce i co Wam jeszcze do głowy przyjdzie.
Masło i cukier wsypujemy do garnuszka, dodajemy 50ml wrzącej wody i podgrzewamy do rozpuszczenia cukru i masła. Do lekko ostudzonego dodajemy przesiane mleko w proszku i ewentualnie dodatki smakowe.
Jeszcze ciepłym kajmakiem wypełniamy babeczki lub pokrywamy kruchy spód aby uzyskać mazurek. Ozdabiamy dowolnie i gotowe. Na dno babeczek można dać kwaskowy dżem.
Kajmak bez dodatków smakuje podobnie do białej czeklady.
Fotki z lat poprzednich, znalezione "rzutem na taśmę" ;)
Moje babeczki są naprawdę maleńkie - takie na jeden, dwa kęsy ;)
To nadzienie ma dodatkową zaletę nad "normalnymi" kremami. Nie rozmiękcza ciasta, więc nie trzeba robić na ostatnią chwilę i mogą takie nadziane trochę postać. Jak się uchowają oczywiście ;)
Smacznego!

Dzięki za kciuki jarmarkowe. Bardzo fajnie było. Wprawdzie stłukły mi się 2 wazony i 2 pisanki, ale co tam ;)
Lecę robić porządki z oknami, bo lało u nas i sypało gradem...

Do miłego :)

środa, 9 kwietnia 2014

"Kruca bomba, malo czasu"

Jarmark już w sobotę, więc praca wre ;)
Jajecznie
Szydełkowe kurczaki i króliczki (wzór z crochet.pl, króliczki z moimi modyfikacjami)

Wpadłam tylko się usprawiedliwić czemu mnie nie ma u Was i tutaj. Nie wiem czy uda mi się jeszcze przed jarmarkiem coś napsiać, bo mam zaleglości w robocie...
Cudowności Wam życzę i do miłego :)

piątek, 4 kwietnia 2014

Fantastyczne ciacho i zaproszenie na Jarmark

Cudownie soczyste, wilgotne i pachnące obłędnie ciasto cytrynowe. Przy tym proste w wykonaniu. Gorąco polecam!

Przepis pochodzi z tomiku Biblioteczki Paradnika Domowego pt. "Przepisy czytelników - Wiosna" z roku 1996, a przepis przysłała pani Barbara Sowa.
Skladniki na dużą tortownicę (moja ma 28cm):
35 dkg mąki
35 dkg cukru
25 dkg masła roślinnego (użyłam dobrej margaryny)
3 łyżeczki proszku do pieczenia
6 jaj
3 cytryny
cukier puder

Masło lub margarynę ucieramy z cukerm dodając na przemian po jednym jajku i sok wyciśnięty z 2 cytryn. Moża też dać skórkę otartą z wyszorowanych i wyparzonych cytryn - ja dałam. Na końcu wsypać mąkę wymieszaną z proszkiem i utrzeć na gładką masę. Tortownicę wsmarować margaryną i wysypać grysikiem. Piec w 180 stopniach ok 30 minut. Piekłam do tzw. suchego patyczka.
Studzić na kratce. Jeszcze ciepłe ciasto polukrować lukrem zrobionym z cukru pudru i soku z 3 cytryny      (u mnie z połówki i lukier dość płynny).

Szczerze mówiąc już dawno żadne ciasto mi tak nie smakowało jak to, więc powtórki murowane :)

To jak spróbujecie? Dajcie znać czy i Wam tak przypadnie do gustu jak naszej rodzinie. Że Mężowi będzie smakować, to byłam niemal pewna, bo to wielbiciel cytrynowych smaków. Ale i synek zajadał ze smakiem i.. futra też :). Psy to wiadomo, że ciacha lubią, ale koty to się pobiły o kawałek który im dałam i musiałam donieść drugi, bo nie wszyscy się załapali ;)

Jeśli znajdziecie chwilę czasu w przyszłą sobotę i macie niedaleko to zapraszam do Oławy na Jarmark Wielkanocny. Będziemy mogli się tam spotkać, bo jestem jednym z wystawców. Starujemy o 10.00 :)

Pięknie dziękuję za słowa otuchy pod porzednim postem. Odpuściłam trochę, wyluzowałam i postanowiłam się śmiać z "wpadek". Mimo, że jeszcze ich kilka w tym dniu miałam już mnie nie denerwowały :).
Ostatnio faktycznie czas był truchy i pewnie to wyłazi. Na razie cieszę się wiosną i planuję świateczne menu - uwielbiam to robić. W przyszłym tygodniu (a może już w ten weekend) rozpocznę kulinarne przygotowania do Świąt. Wszak np. kruche babeczki można upiec wczesniej i schować do metalowego pudełka, a wypenić kremami, kajmakiem czy innym dobrem przed podaniem. Zawsze to jedna robota, w dodatku dość brudząca, mniej w gorącym okresie gotowania i pieczenia. Kruche ciasteczka też już można upiec i schować. Na Wielkanoc robię ich zdecydowanie mniej niż na Boże Narodzenie, no ale są babeczki :).

Pięknego weekendu Wam życzę! Odpocznijcie trochę i nie szalejcie za bardzo z porządkami, bo to nie one są sensem Świąt. Choć akurat te Wielkanocne mają swoją symbolikę ;).

środa, 2 kwietnia 2014

Na opak

Od jakiegoś czasu idzie na opak... Od poniedziałku, jak tylko mąż wyjechał w delegację, walczę z piecem. W dzień już nie palimy, ale noce jeszcze chłodne, a Syn mały więc wypadałaoby żeby było w miarę ciepło. Gaśnie jednak i budzimy się w zimnym domu.
Wczoraj wieczorem rozpalałam 2 razy, a i tak zgasło. Rano rozpaliłam, żeby trochę dogrzać po nocy, znów coś nie tak... Mąż przez telefon doradza co zrobić. Jak się okazało przestawiłam ustawienia przepalania i nie miało prawa się palić. Na razie jest OK.
Ale chyba dziś wszystko jakoś nie tak... Niby drobiazgi, ale...
Przygotowałam mięso na glasz, obsmażyłam, przełożyłam do garnka, dodałam wodę i... gazu już nie zapaliłam.
Zarabiając ciasto na chleb dałam za dużo oleju i nie podstawiałam talerzyka pod mieszadła miksera - cały blat upaprany.
Wlałam do czajnkia wodę na herbatę i go nie włączyłam.
Włączyłam zmywarkę, a gdzieś w połowie programu "odnalazłam" brudne talerze, które jeszcze bym zmieściła...
W "międzyczasie" zwiała mi Gusia (nie puszczamy jej na dwór bo jest przed sterylizacją), coś tam się rozsypało, coś spadło, syn wyrzucił 3/4 zabawek z kojca.
Chodzę w kółko i robię puste przebiegi...
Lekki obłęd.
Nie znoszę takich dni! Nie cierpię wrażenia, że kręcę sie kółko jak chomik w kółeczku do biegania i że kompletnie nie panuję nad tym co się dzieje. W głowie gonitwa myśli: to do zrobienia, tamto czeka...
Macie jakieś sposoby na "odczarowanie" takiego czasu? Jeśli tak to podzielcie się, proszę.
Ja mam zamiar wejść pod prysznic i "zmyć" z siebie te złe emocje. Ale to dopiero jak Synek będzie miał drzemkę.
Dobrze by było wyjść na spacer, ale co chwilę pada.
No to choć obejrzyjmy wiosenne zdjęcia :)
Pracowite pszczółki nie mają takich jak my dylematów... Zazdrościć im czy nie?
Przyuważyłam synogarlicę na "zaczątku" gniazda. Niestety nie bardzo chiała pozować i po jednej fotce uciekła, a że nie chcę jej denerwować więcej podejść z aparatem nie robię.
Na szczęście roślinki łaskawsze pod tym względem i można psrykać do woli ;)
Pięknego dnia Wam życzę :)