Obiecałam Anniemarii Magdzie, że napiszę jak robię bezy.
W zasadzie to bardzo proste, ale łatwo o wpadkę, jeśli damy za mało cukru lub nie dosuszymy ciasteczek.
Białka ubijam na szytyno ze szczyptą soli. Robię to ręcznie, bo żaden robot czy mikser nie zrobi tego tak jak ja ;). Zawsze lubiłam ubijać pianę z białek. Pamiętam z dzieciństwa, że jak piekłyśmy z Mamą ciasto, to zawsze prosiłam o "przywilej" zamiany białek w puszystą pianę. Dobrze ubita piana nie ma prawa wypaść z miski odwróconej do góry dnem. Ba! Trzepaczka nie ma prawa z niej wypaść ;).
Ale wróćmy do robienia bez. Do piany stopniowo dodaję cukier. Cukru powinno być 50-100g na każde białko. U mnie zdecydowanie 50g. Cukier daję drobny do wypieków. Każda partia musi być dokładnie ubita (nie może chcęścić w zębach, czyli próbuję ;) ) przed dodaniem następnej. Można sobie pracę ułatwić i dać cukier puder (nie próbowałam tego nigdy).
Blaszki wykładam papierem do pieczenia i łyżeczką układam bezy. Możemy oczywiście nałożyć masę bezową do rękawa cukieniczego czy szprycy z koncówką w kształcie gwiazdki i wycisnąć bezy na blaszkę. Suszę je w piekarniku ustawionym na 75 stopni z termoobiegiem. Od czasu do czasu uchylam piekarnik, aby pozbyć sie nadmiaru wilgoci. Długość suszenia zależy od wielkości bez. Ja to robię "na macajewa". Po prostu wiem jakie powinny być pod palcem jak są już dobre. Tylko jak ja mam to wytłumaczyć? Nie ma pojęcia ;). Na szczęście jeśli bezy po ostydzeniu okazują się jeszcze wilgotne, to zawsze można wsunąć je znów do pikarnika i dosuszyć.
To co? Beziki?
Tak jak pisałam te są o smaku kawowo-pomarańczowym co uzyskałam dodając do masy bezowej (z 4 białek) 2łyżeczki kawy rozpuszczalnej rozpuszczone w 2 łyżeczkach wody i olejek pomarańczowy. Kawę dodajemy dosłownie po kilka kropli i rozprowadzamy. Mam ochotę na jeszcze kilka eksperymentów smakowych. Jak się udadzą, to Was poinformuję.
Pochwalę się jeszcze, że zaczęłam piec chleb na zakwasie według tajnej receptury mojego Mężą :). Do tej pory robił to osobiście, ale niestey po zmianie pracy musiał zrezygnować. Ja piekłam, owszem, ale chleby na drożdżach, a to nie to samo. Postawiłam więc zakwas i w czwartek wyjechały z pieca pierwsze dwa bochenki mojego wypieku.
Aż dziwne, że się ten chleb udał, bo za długo rósł przed przełożeniem do blach, bo byłam z Nastką u weta i cieliśmy łapkę.
Czas na wieści od Nastki.
W piątek zmienialiśmy po raz pierwszy opatrunek i jeszcze było ciut ropy.
W sobotę przyjechał mój Tatko (też doktor naszych braci mniejszych, ale o zupełnie innej specjalności) i poprosiłam żeby zernknął na lapę jak będziemy zmieniać opatrunek. Mimo przysłowiowego już w naszym domu "Idź do doktora" (bo własnych zwierząt się nie leczy) Tatko łapę obejrzał i ku naszej radości rana jest już czysta i zaczyna się goić.
Ona jest niesamowita! Nawet podczas zmiany opatrunku i oglądania rany mruczała.
Tuż po:
Wzięta na ręce wtula się mocno i nie chce zejść.
Nasze odbicie w szybie - oczywiście całej w kocich noskach :/.
Posadzona na chwilke na ławce domagała się głaskania.
Mąż zajżał do pychola. I... kicia ma tylko jeden kieł i może jakieś ząbki z tyłu, a tak gole dziasełka. Nie miała najmniejszych szans na przeżycie na dworze. Nawet gdyby udało jej się coś złapać, nie miałaby jak zjeść.
Wczoraj decyzja: Zabieramy kota do domu już.
Pranie, na razie wstępne.
Metodą Gosianki Wroclawianki czyli ręcznik, ciepła woda i myjemy ;)
Widać różnicę?
Już wyprana okupowała wycieraczkę i bardzo chciała na zewnątrz.
Musieliśmy wyjść na trochę z domu. Nastka została tylko z maluchami (muszę je wreszcie przedstawić).
Reszta ferajny korzystała ze słonka i ciepła. Po powrocie zastaliśmy ją na schodku na strych. Sama wybrała to miejsce, a nie przygotowany domek z kartonu. Dostała zatem kocyk na schody i tam sobie króluje.
Bardzo jeszcze jest słaba. Odpoczywa po przejściu kilku czy kilkunastu kroków. Ale je i się myje :). Ku naszemu zdziwieniu wybrała się do miski z chrupkami i coś chrupało :o, więc musi mieć jakieś ząbki z tyłu.
Nasza ferajna czasem prychnie, czasem warknie, ale tak to ją obwąchują i dają spokój. Jeden Cyryl, niecnota, dokonał rapoczynu więc wylądował za drzwiami. Łobuz jeden!
Noc minęła spokojnie.
Zobaczymy co będzie dalej. Na razie skończyła brać antybiotyk i leki przeciwzapalne. Wzmacniające jeszcze przez jakis czas będzie dostawać. Prosimy o kciuki i ciepłe myśli dla Nastki.
Jeśli ktoś dotarł do końca to serdecznie pozdrawiamy i życzymy pięknego tygodnia.
Ani chlebek ani beza jeszcze z moich rak nie wyszly,ale moze teraz sprobuje???dzieki!!
OdpowiedzUsuńPróbuj koniecznie! W razie czego służę pomocą, choć na odległość :)
UsuńChlebek smakowity :) Bezy pewnie też, ale ja nie przepadam za słodyczami ;)
OdpowiedzUsuńWykąpana Nastka wygląda jak prawdziwy KOT :) Jest piękna i ma takie kochane oczka :) Dobrze, że do Was trafiła. Proszę ją wymiziać od ciotki i zdrówka życzyć bardzo dużo!
Na chlebek zapraszam!
UsuńNastka wymiziana ;)
Spróbuję na pewno :)
UsuńNastce i reszcie gromadki zdrówka życzę :)
Bezą chętnie się poczęstuję, chlebem właściwie też ;)
OdpowiedzUsuńPrzesyłam duuuużo głasków dla Nastki.
Częstuj się, częstuj!
UsuńGłaski przekazane :)
Nie mogę napatrzyć się na kocię! :)
OdpowiedzUsuńPatrz, patrz i posyłaj dobre fluidy od Margo i smoka, bo bardzo jej potrzebne na wzmocnienie :)
UsuńA ja nie lubię ubijać białek, to najgorsza część w pieczeniu, zaraz po rozdzielaniu żółtek od białek ;) Ale ręcznie to bym za 100tysięcy nie chciała ubić :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za koteczkę, na pewno się 'wyliże'.
Dal mnie ubijanie białek to była zawsze najlepsza zabawa ;)
UsuńO kciuki prosimy w dalszym ciągu :)
Asiu - kochani jesteście. Podziwiam Was za wielkie serca, za cierpliwość i za chęć pomocy tym małym, kocim nieszczęściom :-) Nastka jest cudna :-) Miała dziewczyna mnóstwo szczęścia, ze do Was trafiła!
OdpowiedzUsuńA bezy i chlebek - do pozazdroszczenia :-))))
Dzięki za ciepłe słowa. :)
UsuńWypieków to nie musisz zazdrościc, bo sama cueńka w kuchni robisz :)
Tw bezzębne kotki świetnie sobie radzą z chrupkami i z jedzeniem. Sama nie wiem jak one to robią! Super, że kocinka zdrowieje. :)
OdpowiedzUsuńTez mnie to zadziwia. Choc brudzi przy jedzeniu siebie i okolicę ;)
UsuńWygląda na to, że zdrowieje. Pytanie tylko czy uda sie choć częściowo odrobić braki w wadze.
nigdy nie robilam bezikow...chyba czas sprobowac..... zdrówka dla kici....
OdpowiedzUsuńPróbuj, bo to fajna sprawa jest :)
UsuńNie dziękujemy ;)
mmmmhmm smaki dzieciństwa! bezy wyglądają smakowicie, a Nastka - no teraz to widać kota ! :) pozdrowionka serdeczne!
OdpowiedzUsuńDziękujęmy za mile słowa :)
UsuńAsiu, jak miło Cię zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńOd początku mocno trzymam kciuki za kicię.
Pozdrawiam całą Waszą ferajnę :)
Ale tylko kawałeczek mnie widać ;)
UsuńTrzymaj, trzymaj, bo ciągle potrzebne.
Serdecznie dziekuje z przepis na bezy, zrobie na pewno, duzo zyczen zdrowia dla koci, duzo dobrej energii biedna kicia, a chleb po prostu bezcenny, smacznego, bezy to nie slodycze, mysle, ze z wyjatkiem cukru sa dosc zdrowe, pamietam kiedy bylam w Wwie w b. dobrej restauracji wloskiej "Mela Verde" prowadzonej przez Wlocha,w menu widze tiramisu i chcialam zjesc ale obok byly napisane kalorie, szybko zrezygnowalam i wybralam beze, tez byla bardzo smaczna,pozdrawiam, dziekuje z a przepis.pa. ania
OdpowiedzUsuńProszę bardzo i powodzenia w działaniu bezowym.
UsuńZa życzenia nie dziekujemy ;)
Jedzonko takie,że paluszki lizać,a za kicie trzymam kciuki:)
OdpowiedzUsuńCzęstuj się, częstuj :)
OdpowiedzUsuńA kciuki prosimy trzymać dalej, bo ciągle potrzebne
Ale piękna historia koteczki, trzymam kciuki i pozdrawiam, niesamowici jesteście, nie dziwię się, że kotka mruczy
OdpowiedzUsuńDzięki za ciepłe słowa :) O kciuki prosimy dalej
OdpowiedzUsuńTo piękne co robicie:)))trzymam kciuki za kicię,żeby wyzdrowiała:)))
OdpowiedzUsuńDzięki za ciepłe słowa.
UsuńKciuki nadal potzrzebne :)
Joasiu już nieraz mówiłam i będę powtarzać nadal: masz ogromne serducho!
OdpowiedzUsuńp.s.
mnie bezy nie wychodzą :(
Dziękuje Iwonko! :*
UsuńZapraszam na wspólne robienie bez zatem :)
Witaj, dzieki za komentarz i mizianki dla Perelki, oczywiscie beda, wiesz, nauczyciel nie moze zawiesc ucznia, co prawda ,mam ferie ale dalej pracuje,hii,hii.zycze Ci jutro duzo smacznych paczkow, zaczelam jesc je juz dzis, moze jutro beda dalej muffinki, pa, ania
OdpowiedzUsuńMasz rację! Nie mozna zawodzic swoich uczniów. Szcególnie w tak ważnej sprawie jak ubranko dla ukochanego misia :)
Usuń