sobota, 24 października 2009

Sztormowy komplet

Dziś tylko wpadam żeby pokazać jedną z wielu rzeczy którą zrobiłam jak mało było mnie widać ;)
Komplet zrobiony ze szklanych perełek i posrebrzanych przekładek.






Na jutro mam zaplanowany bardziej "lajtowy" dzień, ale co mi z tego wyjdzie nie wiem... Mam nadzieje, że uda mi się pobuszować po Waszych cudnych blogach i nadrobić choć troszkę zaległości.
Życzę Wam wszystkim pięknej niedzieli :D

czwartek, 22 października 2009

Mój pieseczek :D

Znalazłam dziś na Onecie bardzo mądry tekst. Wreszcie ktoś napisał jak jest. Jakie są rottweilery.
Poczytajcie.
A to mój Protazy. Fotki dość stare.






Nasz Protuś jest psem po przejściach, wyciągniętym ze schroniska przez Fundację Rottka, a przez nas adoptowany. Jak się dobrze przyjrzycie to zobaczycie, że Prot nie ma kawałka ucha. Został pogryziony prze psy w schronisku. Całkiem się tam poddał. Był zabiedzony, chudziutki, chory... Teraz to całkiem inny pies. Nabrał pewności siebie. Zawsze chętny do zabawy, przyjaźnie nastawiony do ludzi i całej reszty naszego futrzanego towarzystwa. Domu pilnuje świetnie i jak ktoś puka to na pewno zostanie obszczekany, ale jak widzi, że akceptujemy gościa to ogon idzie w ruch :D
Właśnie rozkosznie pochrapuje koło mnie :D

To są naprawdę cudowne psy. Pamiętam wzruszające fotki, które pokazała koleżanka. Jej malutka córcia uczyła się wstawać wspinając się po psie. Swoje pierwsze kroczki postawiła trzymając się grzbietu suni-rottki :D Przykładów można by mnożyć. :D

Rottek to nie jest pies dla każdego, to prawda. Musi mieć mądrego właściciela. Najbardziej boli to, że te piękne, mądre i bardzo oddane psy mają zszarganą opinię przez "ludzi" którzy dowartościowywali się posiadaniem agresora.... Na usta ciśnie się parafraza pewnej reklamy "Rottweiler jest jak MediaMarkt - nie dla idiotów". I choć porównanie psa do sklepu wydaje mi się mocno obrażające psa, to z całą pewnością to nie jest pies dla...

Nie przechodźcie więc w panice na drugą stronę ulicy jak ktoś idzie z rottkiem. Na 99% nie zwróci na Was najmniejszej uwagi. Przecież obok idzie jego Pan/Pani :D

środa, 14 października 2009

To co obiecałam....

To już 2 tygodnie minęły od ostatniego wpisu.... Zaległości w blogowaniu rosną, oj rosną... Ale czasem tak się układa. Jestem na najlepszej drodze do opanowania i wzięcia w ryzy pracy, którą mam do wykonania. A jest jej dużo, oj dużo...



Obiecałam, że napiszę o winobraniu. No i chciałyście przepis na mus winogronowy. Zatem proszę bardzo :D
Proporcji Wam nie podam, bo robię na oko, a raczej na smak ;)Winogronka myję, obieram i wrzucam do gara przesypując cukrem. Zostawiam to na kilkanaście godzin żeby puściły trochę soku i podgotowuję. Znów zostawiam i w kolejnym dniu podgotowuję. Tak 2,3 razy. Potem biorę 2 kolejne garnki, gęste nylonowe sitko i przecedzam. Sok do 1 garnka, a to co zostało na sitku przecieram do 2 garnka. No i próbujemy :D. Dosładzam. Sok zagotowuję i przelewam do wyparzonych słoików i pasteryzuję. Mus wychodzi różnej gęstości w zależności od tego jak dokładnie odsączymy winogrona. Można zostawić taki "sosowaty", ale zawsze można jeszcze trochę odparować. Wrzący mus wlewam do wyparzonych słoików. Część pasteryzowałam, a część postawiłam na zakrętce i tez się pięknie zassał. Mus jest fajny do suchych ciast typu babka pisakowa, do naleśników, lodów itp. Sok wiadomo. Mój mąż dodaje go do piwa ;)Jest z tym trochę roboty, ale warto.

A tak prezentuje się jedno z 2 winek.

Robione na dzikich drożdżach-tych które są naturalnie na winogronach. To nasze pierwsze winko i bardzo jestem ciekawa jak wyjdzie. Ale o tym przekonamy się gdzieś w styczniu.

Winorośl już prawie łysa. Od 2 dni wieje tak, że mało głowy nie urwie....
A tak wyglądała kilka miesięcy temu.



Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za wszystkie wpisy i proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Niedługo powinnam nadrobić wszystkie zaległości, popodziwiać co Wasze zdolna rączki wyczarowały i pokazać co zrobiłam.