Ostatni dzień roku przywitał nas słonkiem i szronem.
Spieszę z życzeniami!
Wszystkiego co najlpesze!
Chwil cichych żeby usłyszeć co nam w duszy gra.
Chwil wypełnionych śmiechem radosnym.
Chwil wzruszenia i zadumy. I natrojowych wieczorów przy świecach i kominku.
Chwil wytchnienia i odpoczynku, a nawet błogiego lenistwa.
Tu koty pokazuja jak to powinno wyglądać ;)
Zadowolenia z tego co niesie każdy dzień.
Umiejetności odnalezienia Małych Szczęść w codziennej gonitwie.
Witania każdego dnia z uśmiechem i uśmiechania się do siebie w lustrze.
Zdrowia, nadziei i miłości.
Prawdziwych przyjaciół i życzliwych ludzi obok nas.
Niech spełniają się Wasze marzenia, zdrowie dopisuje.
wtorek, 31 grudnia 2013
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Prezent na chrzest i zaproszenie
Ostatnio robiłam prezent od Matki Chrzestnej dla małego Borysa. Prezent już u właściela więc mogę pokazać. Wiem, że się spodobał i bardzo mnie to cieszy.
Powstała skarbonka.
I ramka na zdjęcie do kompletu.
Nie zabrakło też kartki na życzenia.
Do Bożego Narodzenia coraz bliżej. Jakoś zupełnie nie czuję, że do Świat zostały 2 tygodnie. Zupełnie :(. Mimo, że robię bombki i inne świateczne prace. Puszki w kredensie jeszcze puste, a powinny już być pełne ciastek, ciasteczek i pierników. Mimo, że w sklapeach pełno ozdób, zetswów prezentowych itp. jakoś nie mam nastroju przedświatecznego. Całkiem nie wiem czemu. Może dlatego, że za oknem leje i pogoda listopadowa bardziej. Może dlatego, że lata prawie nie zauważyłam w tym roku... Jakoś tak październik powienien być teraz wg mnie, a nie grudzień.
W weekend zapraszam na Jarmark Bożonarodzeniowy do Oławy.
Będę tam prezentować moje prace :).
Myślę, że będzie można kupić wiele fajnych rzeczy, a i specjałów dla podniebienia też z pewnościa nie zabraknie.
Powstała skarbonka.
I ramka na zdjęcie do kompletu.
Nie zabrakło też kartki na życzenia.
Do Bożego Narodzenia coraz bliżej. Jakoś zupełnie nie czuję, że do Świat zostały 2 tygodnie. Zupełnie :(. Mimo, że robię bombki i inne świateczne prace. Puszki w kredensie jeszcze puste, a powinny już być pełne ciastek, ciasteczek i pierników. Mimo, że w sklapeach pełno ozdób, zetswów prezentowych itp. jakoś nie mam nastroju przedświatecznego. Całkiem nie wiem czemu. Może dlatego, że za oknem leje i pogoda listopadowa bardziej. Może dlatego, że lata prawie nie zauważyłam w tym roku... Jakoś tak październik powienien być teraz wg mnie, a nie grudzień.
W weekend zapraszam na Jarmark Bożonarodzeniowy do Oławy.
Będę tam prezentować moje prace :).
Myślę, że będzie można kupić wiele fajnych rzeczy, a i specjałów dla podniebienia też z pewnościa nie zabraknie.
Etykiety:
decoupage,
jarmark,
kartki,
zaproszenie
sobota, 16 listopada 2013
Coś pysznego do niedzielnej kawy
Jak znalazłam ten przepis na tartę z karmelizowanymi jabłakmi i zobaczyłam zdjęcia to wiedziałam, że muszę natychmiast upiec to ciasto.
Rustykalna tarta to jest to! Polecam gorąco! Pachnąca, aromatyczna w sam raz na jesienne dni. Pyszna jeszcze ciepła, ale zimna też smakuje.
Robi się ją szybko i szybko znika.
Ponieważ zawsze muszę coś po swojemu zrobić więc powstały jeszcze 2 wersje:
Z karmelizowanymi bananami (4 duże)
I z karmelizowanymi gruszkami (ta nas trochę rozczarowała, ale może to kwestia gruszek)
Zgodnie uznaliśmy, że ta z jabłakmi najlepsza. Samo ciasto jest idealne i myślę, że wypróbuję je też do innych kruchych wypieków.
Bardzo się cieszę, że spodobał Wam sie pomysł spisywania Małaych Szczęść. Może chwile spędzone przy pieczeniu, a potem zjadaniu tej tarty też do nich zaliczycie? U nas tak było :)
Szczególne podziękowania dla Anki Wrocławianki, która postanowiła rozpropagować ten pomysł i napisała o nim u siebie na blogu. Zapisuję to na moją dzisiejszą listę Małych Szczęść :D I Wasze przemiłe komentarze pod poprzednim postem i to, że zajrzało do mnie kilka nowych koleżanek i nasz spacer z synkiem który uczy się chodzić - prowadzilismy Go za rączki :) Taki Mały Krasnal pomiędzy nami dreptał dzielnie :) I wspólna poranna kawa z mężem i nowy dziurkacz i koci przekładaniec w koszyku - ciepluski i mrczący :) I... Oj mogłabym tak jeszcze długo wymieniać.
Jeśli macie ochotę podzielić się ze mną swoimi szczęściemi to piszcie.
Smacznego i szczęśliwej niedzieli!
Rustykalna tarta to jest to! Polecam gorąco! Pachnąca, aromatyczna w sam raz na jesienne dni. Pyszna jeszcze ciepła, ale zimna też smakuje.
Robi się ją szybko i szybko znika.
Ponieważ zawsze muszę coś po swojemu zrobić więc powstały jeszcze 2 wersje:
Z karmelizowanymi bananami (4 duże)
I z karmelizowanymi gruszkami (ta nas trochę rozczarowała, ale może to kwestia gruszek)
Zgodnie uznaliśmy, że ta z jabłakmi najlepsza. Samo ciasto jest idealne i myślę, że wypróbuję je też do innych kruchych wypieków.
Bardzo się cieszę, że spodobał Wam sie pomysł spisywania Małaych Szczęść. Może chwile spędzone przy pieczeniu, a potem zjadaniu tej tarty też do nich zaliczycie? U nas tak było :)
Szczególne podziękowania dla Anki Wrocławianki, która postanowiła rozpropagować ten pomysł i napisała o nim u siebie na blogu. Zapisuję to na moją dzisiejszą listę Małych Szczęść :D I Wasze przemiłe komentarze pod poprzednim postem i to, że zajrzało do mnie kilka nowych koleżanek i nasz spacer z synkiem który uczy się chodzić - prowadzilismy Go za rączki :) Taki Mały Krasnal pomiędzy nami dreptał dzielnie :) I wspólna poranna kawa z mężem i nowy dziurkacz i koci przekładaniec w koszyku - ciepluski i mrczący :) I... Oj mogłabym tak jeszcze długo wymieniać.
Jeśli macie ochotę podzielić się ze mną swoimi szczęściemi to piszcie.
Smacznego i szczęśliwej niedzieli!
Etykiety:
kulinaria,
podziekowania,
rozmyślania
piątek, 15 listopada 2013
Małe szczęścia
Wczoraj miałam kiepski dzień. Obudzilam sie z takim bólem pleców, że myślala, że z łóżka nie wstanę. Mąż był w delegacji, a my z synkiem sami...
Potem robota mi nie szła i było mi jakoś tak smutno i źle. I poddałam sie chandrze. Wielbicielka i głosicielka pozytywnego myślenia spuścila nos na kwintę i zaczała wymyślać co jest nie tak.
Na szczęście miała do mnie przjechać znajoma (i przyjechała) więc się zmobilizowałam żeby ogarnąć trochę. Nabrałam też na druty cudowną, rudą, mięciusią włóczkę żeby sobie szal wydziergać, bo niezwykle spodobały mi się te u Aty i zachciało mi się takiego samego wzorku.
A przy machaniu drutami dobrze się myśli, szczególnie jak wzór nie jest skomplikowany.
Synuś usnął a ja machałam drutami i dumałam :"Czy ciebie kobieto pokręciło (no trochę tak, bo rano wstać nie mogłaś, ale bez przesady)? Jest tyle cudownych rzeczy, które prztrafiają się każdego dnia, a o których w mig zapominasz". I przypomniało mi się pewne zdarzenie z okresu studiów.
Jak człowiek ma 20 lat to czasem mu się wydaje, że życie jest strasznie do bani. Ja wtedy tak miałam. Pamiętam dokładnie miejsce w którym do mnie dotarło, tak ze zrozumieniem, to czego słuchałam. A słuchałam sobie, idąc na zajęcia, płyty "Dolina w długich cieniach" SDM z tekstami mojego ukochanego Steda. I usłyszałam!
"Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwie ręce mam,
Dwie nogi mam!
W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz."
To początek "Piosenki dla zapowietrzonego".
I dostrzegłam, że świeci słońce, że niebo jest cudownie niebieskie i stadko wróbli radośnie podskakujące i ćwierkające tuż obok mnie. I zrozumiałam po raz pierwszy, że do szczęścia potrzebny jest zachwyt nad światem i dostrzeganie tych maleńkich cudów, które spotykają nas co krok, a które mijamy obojetnie.
Życie jest jakie jest. Więcej uwagi poswięcimy temu, że szef na nas krzywo spojrzał (a jego akurat bolał brzuch i wcale na nas nie patrzył) niż cudownemu zachodowi słońca, radości naszych bliskich czy temu, że mamy dom do którego możemy wrócić.
Kilka dni temu przeczyałam artykuł o tym, że szczęsca można się nauczyć. Wiem z doświadczenia, że można, ale wymaga to pracy. Przecież łatwiej jest pomarudzić ;).
Artukuł czyałam na raty i wpadałam na pomysł codziennego spisywania dobrych zdarzeń jeszcze zanim doszłam do tego w tekście. Aż mi się śmiać chciało jak do tego dotarłam :D.
I piszę.
Chciałam i Was zaprosić do takiego spisywania swoich Małaych Szczęść.
Co Wy na to? Przyłączycie się? A kiedy zrobi się smutno, kiedy życie nas przytłaczy to będzie można wiąć taki zeszyt i zobaczyć jak wiele jest rzeczy dających nam radość. I od razu zrobi się jaśniej!
Kiedy piszę ten post za pazuchą buszuje mi mała czarna, jedwabista koteczka. I murczy jak najęta. Ot i już mam jdeno Małe Sczęście do zapisania :D.
Żeby nie było tak całkiem bez zdjęć i tak a' propos dziergania to pokażę obrus, o którym wspominałam na wiosnę chyba. Obrus już dawno cieszy Państwa Młodych, bo to był prezent ślubny od mojej przyjaciółki.
I pomyśleć, że na te "dziury" poszło prawie 2,5 km nici :). No ale średnicę ma 160cm.
Pięknego, obfitującego w szczęścia małe i duże weekendu Wam życzę :D
Potem robota mi nie szła i było mi jakoś tak smutno i źle. I poddałam sie chandrze. Wielbicielka i głosicielka pozytywnego myślenia spuścila nos na kwintę i zaczała wymyślać co jest nie tak.
Na szczęście miała do mnie przjechać znajoma (i przyjechała) więc się zmobilizowałam żeby ogarnąć trochę. Nabrałam też na druty cudowną, rudą, mięciusią włóczkę żeby sobie szal wydziergać, bo niezwykle spodobały mi się te u Aty i zachciało mi się takiego samego wzorku.
A przy machaniu drutami dobrze się myśli, szczególnie jak wzór nie jest skomplikowany.
Synuś usnął a ja machałam drutami i dumałam :"Czy ciebie kobieto pokręciło (no trochę tak, bo rano wstać nie mogłaś, ale bez przesady)? Jest tyle cudownych rzeczy, które prztrafiają się każdego dnia, a o których w mig zapominasz". I przypomniało mi się pewne zdarzenie z okresu studiów.
Jak człowiek ma 20 lat to czasem mu się wydaje, że życie jest strasznie do bani. Ja wtedy tak miałam. Pamiętam dokładnie miejsce w którym do mnie dotarło, tak ze zrozumieniem, to czego słuchałam. A słuchałam sobie, idąc na zajęcia, płyty "Dolina w długich cieniach" SDM z tekstami mojego ukochanego Steda. I usłyszałam!
"Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwie ręce mam,
Dwie nogi mam!
W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz."
To początek "Piosenki dla zapowietrzonego".
I dostrzegłam, że świeci słońce, że niebo jest cudownie niebieskie i stadko wróbli radośnie podskakujące i ćwierkające tuż obok mnie. I zrozumiałam po raz pierwszy, że do szczęścia potrzebny jest zachwyt nad światem i dostrzeganie tych maleńkich cudów, które spotykają nas co krok, a które mijamy obojetnie.
Życie jest jakie jest. Więcej uwagi poswięcimy temu, że szef na nas krzywo spojrzał (a jego akurat bolał brzuch i wcale na nas nie patrzył) niż cudownemu zachodowi słońca, radości naszych bliskich czy temu, że mamy dom do którego możemy wrócić.
Kilka dni temu przeczyałam artykuł o tym, że szczęsca można się nauczyć. Wiem z doświadczenia, że można, ale wymaga to pracy. Przecież łatwiej jest pomarudzić ;).
Artukuł czyałam na raty i wpadałam na pomysł codziennego spisywania dobrych zdarzeń jeszcze zanim doszłam do tego w tekście. Aż mi się śmiać chciało jak do tego dotarłam :D.
I piszę.
Chciałam i Was zaprosić do takiego spisywania swoich Małaych Szczęść.
Co Wy na to? Przyłączycie się? A kiedy zrobi się smutno, kiedy życie nas przytłaczy to będzie można wiąć taki zeszyt i zobaczyć jak wiele jest rzeczy dających nam radość. I od razu zrobi się jaśniej!
Kiedy piszę ten post za pazuchą buszuje mi mała czarna, jedwabista koteczka. I murczy jak najęta. Ot i już mam jdeno Małe Sczęście do zapisania :D.
Żeby nie było tak całkiem bez zdjęć i tak a' propos dziergania to pokażę obrus, o którym wspominałam na wiosnę chyba. Obrus już dawno cieszy Państwa Młodych, bo to był prezent ślubny od mojej przyjaciółki.
I pomyśleć, że na te "dziury" poszło prawie 2,5 km nici :). No ale średnicę ma 160cm.
Pięknego, obfitującego w szczęścia małe i duże weekendu Wam życzę :D
Etykiety:
rozmyślania,
szydełko,
zaproszenie
czwartek, 7 listopada 2013
Bardzo ważny dzień
Dziś jest bardzo ważny dzień.
Pierwsze urodziny naszego synka.
To niesamowite patrzeć jak taki mały człowiek się rozwija. Jak z takiego nieporadnego maleństwa wyrasta całkiem spory szkrab.
I wszystko jest pierwsze. Uśmiech, ząbek, kroczki. Pierwsze "tata" i "mama" (w tej właśnie kolejności ;) ).
I zjedzony z apetytem pierwszy kawałek urodzinowego tortu. ;)
Tort w moim założeniu miał być minimalistycznie ozdobiony, a mąż stwierdził, że jest nie skończony, bo nie ma "tych ozdóbek na wierzchu" :D.
Pierwsze urodziny naszego synka.
To niesamowite patrzeć jak taki mały człowiek się rozwija. Jak z takiego nieporadnego maleństwa wyrasta całkiem spory szkrab.
I wszystko jest pierwsze. Uśmiech, ząbek, kroczki. Pierwsze "tata" i "mama" (w tej właśnie kolejności ;) ).
I zjedzony z apetytem pierwszy kawałek urodzinowego tortu. ;)
Tort w moim założeniu miał być minimalistycznie ozdobiony, a mąż stwierdził, że jest nie skończony, bo nie ma "tych ozdóbek na wierzchu" :D.
czwartek, 31 października 2013
Zaduma...
Miało być już dawno i miał być całkiem inny post...
Wybaczcie.
Zdjęcie zrobione przez mojego męża na katowickim cmentarzu przu ul. Francuskiej w zeszłym roku.
I chryzantemy...
Niektórym się źle kojarzą, a ja je lubię.
Zadumana jestem ostatnio...
Wybaczcie.
Zdjęcie zrobione przez mojego męża na katowickim cmentarzu przu ul. Francuskiej w zeszłym roku.
I chryzantemy...
Niektórym się źle kojarzą, a ja je lubię.
Zadumana jestem ostatnio...
wtorek, 1 października 2013
Aj, aj...
Jak ten czas leci!
Miałam opisać odnalezienie Filemona i opowiedzieć o kotkach-sierotkach, ale ciągle nie mam kiedy napisać dłuższej opowieści. Jeszcze chwilkę cierpliwości poproszę. Napiszę tylko, że z sobotniej imprezy rodzinnej wróciliśmy z kolejnym kociakiem. Błąkał się po parkingu restauracji, w której odbywało się spotkanie. Wszyscy nasi znajomi zgodnie twierdzą, że nie powinniśmy wcale wychodzić z domu ;D
A teraz coś do obejrzenia. Kasetka i kartka które zrobiłam na osiemnaste urodziny kuzynki mojego męża. Kiedy to było? Chyba dwa lata temu :/
No ale lepiej późno... ;)
Młoda dama lubi kolor czarny i różowy. Z różowym nie jestem za pan brat więc trochę ciężko było.
I toszkę detali.
Kasetka nie była już takim wyzwaniem, bo z czernią fajnie mi się pracuje.
Zmykam, bo obowiązki czekają.
Pozyłam słoneczko jeśli go komuś brakuje. U nas cudnie świeci. Miłego dnia!
Miałam opisać odnalezienie Filemona i opowiedzieć o kotkach-sierotkach, ale ciągle nie mam kiedy napisać dłuższej opowieści. Jeszcze chwilkę cierpliwości poproszę. Napiszę tylko, że z sobotniej imprezy rodzinnej wróciliśmy z kolejnym kociakiem. Błąkał się po parkingu restauracji, w której odbywało się spotkanie. Wszyscy nasi znajomi zgodnie twierdzą, że nie powinniśmy wcale wychodzić z domu ;D
A teraz coś do obejrzenia. Kasetka i kartka które zrobiłam na osiemnaste urodziny kuzynki mojego męża. Kiedy to było? Chyba dwa lata temu :/
No ale lepiej późno... ;)
Młoda dama lubi kolor czarny i różowy. Z różowym nie jestem za pan brat więc trochę ciężko było.
I toszkę detali.
Kasetka nie była już takim wyzwaniem, bo z czernią fajnie mi się pracuje.
Zmykam, bo obowiązki czekają.
Pozyłam słoneczko jeśli go komuś brakuje. U nas cudnie świeci. Miłego dnia!
czwartek, 19 września 2013
Ło Bożenko!
Przejrzałam fotki i starsze posty. Ilość prac, które mam do pokazania wywołała tytułowy okrzyk ;)W zasadzie powinnam zarzucić blog zdjęciami biżuterii, prac decu i szydełkowych oraz toną przepisów wraz z ilustracjami.
Ale nie wszystko na raz... Jak niektóre prace (a w zasadzie ich fotki) czekają ponad rok albo i dłużej (tak, tak ;O ), to mogą poczekać jeszcze chwilkę.
Na początek 2 naszyjniki i komplet, które już poszły w świat.
Miodowy. Wykonany ze szklanych kul i serduszek.
Kule ujęłam w kapturki w kolorze starego serbra.
I listeczkowe zapięcie w takim samym kolorze.
Czerwono-biały. Jak określiła go właścicielka: "Będę chodzić w barwach narodowych" ;)
Wykonany z matowych białych i błyszczacych czerwonych, szklanych kropelek.
Zapięcie z motywem roślinnym i serbrne, maleńkie kuleczki jako przekładki między kropelkami.
I komplet pani Joasi.
Wykonany ze kryształków w niesamowitym grantowo-grafitowym kolorze i ażuroych srebrnych kuleczek.
A zaczęło się od tych kolczyków. Pani Joasia koniecznie chciała mieć do nich korale i bransoletkę.
A już na dniach opowieść o kocie odzyskanym czyli Filemonie :D
Bardzo dużo się dzieje w naszym futrzatym światku i mam nadzieję wkrótce przedstawić Wam naszych nowych przyjaciół. Oczywiście dom jest pełen kocich sierotek, które szukaja nowych domów.
Ale o tym następnym razem.
Pozdrawiam serdecznie i ciepełka życzę.
Ale nie wszystko na raz... Jak niektóre prace (a w zasadzie ich fotki) czekają ponad rok albo i dłużej (tak, tak ;O ), to mogą poczekać jeszcze chwilkę.
Na początek 2 naszyjniki i komplet, które już poszły w świat.
Miodowy. Wykonany ze szklanych kul i serduszek.
Kule ujęłam w kapturki w kolorze starego serbra.
I listeczkowe zapięcie w takim samym kolorze.
Czerwono-biały. Jak określiła go właścicielka: "Będę chodzić w barwach narodowych" ;)
Wykonany z matowych białych i błyszczacych czerwonych, szklanych kropelek.
Zapięcie z motywem roślinnym i serbrne, maleńkie kuleczki jako przekładki między kropelkami.
I komplet pani Joasi.
Wykonany ze kryształków w niesamowitym grantowo-grafitowym kolorze i ażuroych srebrnych kuleczek.
A zaczęło się od tych kolczyków. Pani Joasia koniecznie chciała mieć do nich korale i bransoletkę.
A już na dniach opowieść o kocie odzyskanym czyli Filemonie :D
Bardzo dużo się dzieje w naszym futrzatym światku i mam nadzieję wkrótce przedstawić Wam naszych nowych przyjaciół. Oczywiście dom jest pełen kocich sierotek, które szukaja nowych domów.
Ale o tym następnym razem.
Pozdrawiam serdecznie i ciepełka życzę.
niedziela, 8 września 2013
Odkurzamy!
Blog oczywiście :). Prawie nie umiałam go odnaleść pod grubą warstwą kurzu, którą zarósł. No ale czasem tak się w życiu układa. Działo się dużo przez te miesiące kiedy mnie nie było.
Ale, że dziś niedziela, a ja wracam po długiej nieobecności, to nie będę męczyć Was opowieściami tylko zaproszę na coś słodkiego.
Muffinki podano ;)
Jakiś czas temu zakupiłam sobie z Lidlu taką oto książkę:
Są w niej przepisy na muffiny słodkie i wytrawne, wykwintne i całkiem proste, codzienne.
MUFFINY MARCHEWKOWE
Na 12 sztuk potzebujemy:
250g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
2 łyżeczki kakao
180g marchwi
2 jaja
90g cukru (w przepisie jest brązowy, ale takowego nie mialam i dałam zwykły)
80g oleju
gałaka muszkatałowa
2 łyżki siekanych orzechów włoskich
Mąkę mieszamy z proszkiem, sodą, przyprawami i kakao.
Machew skrobiemy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach.
Jaja roztrzepujemy widelcem, mieszamy z cukrem i olejem.
Do płynnych składników dodajemy sypkie i krótko mieszamy. Dadajemy marchewkę i orzechy. Znów mieszamy.
Ciastem wypełniamy papilotki.
Pieczemy ok 25min. w tem. 180 stopni na środkowym poziomie piekarnika.
Kolibek osobiście sprawdzał czy to na pewno nadaje się do jedzenia :)
Smacznego i pięknej niedzieli.
Ale, że dziś niedziela, a ja wracam po długiej nieobecności, to nie będę męczyć Was opowieściami tylko zaproszę na coś słodkiego.
Muffinki podano ;)
Jakiś czas temu zakupiłam sobie z Lidlu taką oto książkę:
Są w niej przepisy na muffiny słodkie i wytrawne, wykwintne i całkiem proste, codzienne.
MUFFINY MARCHEWKOWE
Na 12 sztuk potzebujemy:
250g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
2 łyżeczki kakao
180g marchwi
2 jaja
90g cukru (w przepisie jest brązowy, ale takowego nie mialam i dałam zwykły)
80g oleju
gałaka muszkatałowa
2 łyżki siekanych orzechów włoskich
Mąkę mieszamy z proszkiem, sodą, przyprawami i kakao.
Machew skrobiemy i ścieramy na tarce o drobnych oczkach.
Jaja roztrzepujemy widelcem, mieszamy z cukrem i olejem.
Do płynnych składników dodajemy sypkie i krótko mieszamy. Dadajemy marchewkę i orzechy. Znów mieszamy.
Ciastem wypełniamy papilotki.
Pieczemy ok 25min. w tem. 180 stopni na środkowym poziomie piekarnika.
Kolibek osobiście sprawdzał czy to na pewno nadaje się do jedzenia :)
Smacznego i pięknej niedzieli.
środa, 5 czerwca 2013
Kolejne sierotki
Kocie sierotki.
Są u mnie na oswajaniu i szukają nowych domków. Obie koteczki :).
Kto powiedział, że trzeba spać łapkami w dół?
Mniesza zadziora, chętna do zabawy i rozrabiania, choć jak się boji to prycha i wymachuje łapami :) Ma ok. pół roku.
Ciężko jej zrobić jakieś sensowna zdjęcia bo jest jak znikający punkt ;) Ino lata za włóczką albo myszkuje po kątach;)
Na złapanie czaka jej siostra, która ma jeszcze czarny kolorek dodatkowo.
Druga ok. roczna koteczka. Delikatna, o melancholijnym z lekka usposobieniu. Spokojna - taka kocia dama. Ma biedulka polamnay w 2 miescach ogon. Niestety pozrastany. Ogon jest sprawny więc chyba to zostawimy w spokoju.
Obie już mruczą przy głaskaniu i można je wziąć na ręce. Ale zdecydowanie wolą się przemieszczać na własnych łapkach. No cóż tu u mnie dla nich ciagle sporo nowości ;)
Obie są zdrowe,zaszczepione, odrobaczone i odpchlone. Mają ładny apetyt i korzystają z kuwety.
Czyli: Komu kota komu? :D
A wiecie co to jest?
Kto zgadnie? Siatka na motyle? Ciepło, ciepło... Podbierak na ryby? No prawie, prawie... A w zasadzie tak, ale tym cudem łapie sie kotki półdzikie ;D. Na pomysł wpadła nasza sąsiadka jak przypomniała sobie, że łapała tak króliki. Obie kicie zostały złapane w taką siatkę. Ta na zdjęciu jest nasza. Zakup został zrobiony żeby odłowić kociaki które są u sąsiada. Na razie nie wiadomo gdzie, bo kocia mama dobrze je schowała, ale lada chwila powinna je wyprowadzić.
Będą też do wzięcia 3 koteczki urodzone z 9/10 maja. Ubłagałam pana żeby ich nie topił pod warunkiem, że wezmę. Wytargowałam dla nich 8-10tygodni przy mamie. Wiem, że już widzą i brykają, więc spodziewajcie się zdjęć lada moment.
Dużo słonka sobie i Wam życze, bo jak patrzę za okno to mi się wydaje, że w tym roku ktoś ukradł czerwiec ;)
Są u mnie na oswajaniu i szukają nowych domków. Obie koteczki :).
Kto powiedział, że trzeba spać łapkami w dół?
Mniesza zadziora, chętna do zabawy i rozrabiania, choć jak się boji to prycha i wymachuje łapami :) Ma ok. pół roku.
Ciężko jej zrobić jakieś sensowna zdjęcia bo jest jak znikający punkt ;) Ino lata za włóczką albo myszkuje po kątach;)
Na złapanie czaka jej siostra, która ma jeszcze czarny kolorek dodatkowo.
Druga ok. roczna koteczka. Delikatna, o melancholijnym z lekka usposobieniu. Spokojna - taka kocia dama. Ma biedulka polamnay w 2 miescach ogon. Niestety pozrastany. Ogon jest sprawny więc chyba to zostawimy w spokoju.
Obie już mruczą przy głaskaniu i można je wziąć na ręce. Ale zdecydowanie wolą się przemieszczać na własnych łapkach. No cóż tu u mnie dla nich ciagle sporo nowości ;)
Obie są zdrowe,zaszczepione, odrobaczone i odpchlone. Mają ładny apetyt i korzystają z kuwety.
Czyli: Komu kota komu? :D
A wiecie co to jest?
Kto zgadnie? Siatka na motyle? Ciepło, ciepło... Podbierak na ryby? No prawie, prawie... A w zasadzie tak, ale tym cudem łapie sie kotki półdzikie ;D. Na pomysł wpadła nasza sąsiadka jak przypomniała sobie, że łapała tak króliki. Obie kicie zostały złapane w taką siatkę. Ta na zdjęciu jest nasza. Zakup został zrobiony żeby odłowić kociaki które są u sąsiada. Na razie nie wiadomo gdzie, bo kocia mama dobrze je schowała, ale lada chwila powinna je wyprowadzić.
Będą też do wzięcia 3 koteczki urodzone z 9/10 maja. Ubłagałam pana żeby ich nie topił pod warunkiem, że wezmę. Wytargowałam dla nich 8-10tygodni przy mamie. Wiem, że już widzą i brykają, więc spodziewajcie się zdjęć lada moment.
Dużo słonka sobie i Wam życze, bo jak patrzę za okno to mi się wydaje, że w tym roku ktoś ukradł czerwiec ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)