W poprzednią niedzielę mężowi udało się opanowac problemy z fotami i myślałam, że zasypię Was postami z przepisami, z tym co dłubię, z relacją z majowego lasu.
W poniedziałek miałam sporo roboty, a we wtorek... We wtorek jakiś %^$##$%&&%$$@ postrzelił Felka. Tak, tak nikt nie pomylił się czytając, ani ja pisząc. Feluś został postrzelony.
Siedziałam z synkiem na podworku jak przyszedł lekko utykając na prawą przednią łapkę. Od strony ulicy przyszedł. Myślałam, że gdzieś źle skoczył, bo nie było krwi. Poleżał chwilę pod drzwiami od domu, a potem gdzieś mi zniknął na trochę. Jak zobaczyam go znowu to miał lekko sklejone i zaróżowione futerko na wysokości kości barkowej. Ponieważ sama nic w tym futrze wypatrzeć nie mogłam zapkaowałam dziecię i kota do auta i ruszyłam do weta. Oczywiście małżonek w delegacji (jak zawsze w takich przypadkach ;/, no prawie zawsze). Wet wyciął futro, capnął kota i poszedł do salki RTG. Wraca i mówi "Ktoś ci strzela do kota". No myślałam, że się przewrócę, ale że Jędrka miałam na ręku, więc trzeba było pion trzymać. Pierwsze pytanie "Co robimy?" drugie "Czy mogę to zgłosic na policję?". Odpowiedź pierwsza "Czekamy i obserwujemy". Śruty są w takim miejscu, że przy próbie wyjęcia mogło by dojść do większego uszkodzenia mięśni. Wygląda na to, że jedn śrut musiał tam być wcześniej, bo jest tylko jedna rana wlotowa, a śruty dwa i w pewnej od siebie odległości :0. Druga odpowiedź "Zgłaszaj".
Wet zrobił zdjęcie i opis. Feluś dostał leki przeciwbólowe i przeciwzapalne. Kot i dzicię w samochód i wio na komisariat. Odczekałam aż policjant porozmawia z poprzednimi ludźmi. Mówię o co biega, a tu prośba czy mogłabym rano przyjechać, bo mają zatrzymanych z interwencji i muszą "cośtam, cośtam". Mogłabym.
Wracam do domu cała w nerwach co z resztą futrzaków. Psy OK całe zdrowe, ale one siedzą na swoim wybiegu i nie łazikują nie wiadaomo gdzie. Wołam, kiciam. Schodzą się po kolei. Wszystkie oprócz Filemona... Czekałam na niego prawie całą noc. Na drugi dzień rano pojechałam na policję - zgłoszenie zostało przyjęte. Ściągnęłam Mamę żeby synusia popilnowała, a sama poleciałam w pola szukać. Tylko na polach rzepak większy ode mnie, zboża też już wysokie. W rowach trawa do pół uda. Szukałam wszędzie gdzie mogłam, szukałam rówinież w sadzie przy niezamieszkanym domu, gdzie znalazałm go w zeszłym roku... Niestety przepadał bez śladu... ;( Ciągle czekamy, ciągle wyglądamy. W zeszłym roku przywiozłam go do domu po 3 miesięcznym gigancie. Ale wtedy nikt mi do kotów nie strzelał...
Felek miał areszt domowy, w środę kolejną dawkę leków i badanie kontrolne. Na razie jest OK. Nawet na dwór dziś wyszedł na chwilę.
Najchętniej wcale bym ich nie puszczała na dwór mając świadomość, że taki %$#&^% może je skrzywdzić, ale patrzą z takim wyrzutem, siedzą pod drzwiami i nie rozumieją czemu ich nie wypuszczamy...
Nie jestem w stanie pojąć jak można zrobić coś takiego... I co będzie dalej?
Usiłuję sie jakoś pozbierać, ogarnąć. Od wtroku byłam jakaś otępiała, jak ogłuszona...
Wczoraj byłam cały dzień na szkoleniu i nie myślałm o tym wszystkim. Dobrze mi to zrobiło. Na to konto podziłałam dziś trochę domowo wyciągająć zeszłotygodniowe zaległości.
Spokojnego tygodnia Wam życzę.
Wszystko się we mnie gotuje. Gdybym mogła dorwać takiego bydlaka....
OdpowiedzUsuńNajgorsza jest bezsilność...
UsuńJa miałam taką prawie całą zimę :(
OdpowiedzUsuńNajpierw koło domu znalazłam zranionego gawrona. Telefon do ekostraży, co z nim zrobić, jazda do weta, uśpienie ptaka - niestety :( Potem, po jakiś 3 tygodniach znów ranny gawron - szlak mnie trafił normalnie... Znów wet, ptak ze zmasakrowanym skrzydłem, więc do uśpienia. Ale wet tego nie analizował, uważał, ze to sie zdarza, ptaki wpadają na przeszkody itp.
Coś nas jednak w domu tknęło, analiza sytuacji na wysokich obrotach, każdy z domowników coś zaobserwował, zrobiliśmy delikatny wywiad sąsiedzki i ... znów znaleźliśmy gawrona - ten już nie żył. Mąż tak się wkurzył, ze zagrał w ciemno i ochrzanił sąsiada, że strzela do ptaków. Że to zgłosiliśmy ekostraży i że jeszcze jeden martwy ptak i powiadamiamy policję.
Potem był już spokój, a i gawrony odleciały. A sąsiad kupił sobie zimą wiatrówke i strzelał. Jego zona była w szpitalu, to sobie szalał do woli.
Może to też ktoś, kto blisko Ciebie mieszka? Do kotów szczególnie strzelają gołębiarze, bo koty wybierają pisklęta.
Oby Filemon wrócił cały i zdrowy - trzymam za to mocne kciuki!
Dobrze, że mąż trafił pod właściwy adres i ukrócił bestialstwo.
UsuńTrzymam kciuki za koteczka, uwazaj na wszystkie Twoje zwierzeta, ludzie sa niewrazliwi i robia glupie rzec zy,pa,dzieki za komentarzi odwiedziny
OdpowiedzUsuńStaram sie na nie uważać, ale nie jestem w stanie być przy wszystkich na raz...
UsuńO matko ale się wściekłam . Co za ludzie - ręce opadają. Trzymaj się :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mam wątpilwości czy takie indywidum mozna nazwać człowiekiem. Dla mnie bycie Człowiekiem zobowiązuje.
UsuńTo gnój nie człowiek. I nie ma wytłumaczenia, strzela tylko dlatego, że jest większy i ma strzelbę, a mózgu i serca zero.
OdpowiedzUsuńTeż boję się o moje koty, gdy wychodzą, ale nie sposób więzić ich w domu.
Pozdrawiam i zyczę spokjnych dni i zdrowia dla kotków.
Ano nie sposób więzić. Cóz z tego że są bezpieczne skoro nie sa szczęśliwe...
UsuńZawsze życzę takiemu sku........, aby zdechł w męczarniach! I wcale nie uważam, że jestem przez to złym człowiekiem!
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia dla kotków!
Ja bym mu życzyła żeby zrozumiał, że tak postepować nie wolno. Wtedy sumienie nie dałoby mu spokoju.
UsuńLudzie, którzy krzywdzą zwierzęta chyba nie mają sumienia :(
UsuńAno nie mają, a gdyby stał sie dobry, to byłaby duża kara.
UsuńO ja @#$^^%**& co za idiota, masakra jakaś. Nie rozumiem takich ludzi, niech mu łapy pousychają! Trzymajcie się tam. Na pocieszenie dodam jeszcze, że robiłam znowu babeczki z kremem z Twojego przepisu, dzisiaj był kawowe.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńFajnie, że babeczki Ci zasmakowałay. Kawowe i orzechowe lubie nejbardziej :)
O matko,
OdpowiedzUsuńwiesz po prostu nie wiem co napisać. Jedno pewne, dobrze, że zgłosiłaś, choć pewnie nic z tego nie wyniknie.
ściskamy i głaszczemy,
m.
No, niestety na razie cisza za strony policji, ale ja się do nich odezwę.
UsuńGłaski przekazane :)
Bardzo przykra sytuacja. Oby policjanci coś wskórali. Bardzo Ci współczuję, Joasiu. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńPS. Mam nadzieję, że Filemon już wrócił.
Dziękuję Jolciu. Filemona niestety dalej nie ma...
UsuńKoszmar, JO- nie rozumiem takiej bezduszności i okrucieństwa w człowieku, bezmyślności też, by zwierze okaleczać. Trzymam kciuki, może policja coś wykryje?
OdpowiedzUsuńNa razie to policja jeszcze nie miała czasu się do mnie odezwać :(
UsuńBoże...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że Kocio wydobrzeje a zaginiony sie odnajdzie...
Moc pozdrowień!
Ps. Moc pozdrowień
Anna Maria
(poznałyśmy się w Biskupicach :)
Zapraszam na Mój Magiczny Decoupage PA!