Zbieram się i zbieram do napisania tego postu już od dłuższego czasu.
Ale sypnęło u mnie kotami. Zaczęło się 25.10. Wracaliśmy z mężem z Wrocławia kiedy w trawie przy drodze zauważyłam biały łepek i szare uszka. "Stój, tam jest kotek". No i wyciągnęliśmy z trawy i chaszczy 4-6 tygodniowe kociątko. Wsadziłam trzęsącego się malca pod kurtkę i do domku. Sąsiadka wspominała, że chcieli by kota. Wykonałam więc telefon. Beatka przyszła w ciągu kilku minut, wzięła kota na ręce...i wystarczyło jedno spojrzenie w oczy i już się w sobie zakochały. To była najszybsza adopcja w moim życiu ;D. Kicia ma cudny dom, a ja mogę chodzić ją odwiedzać :D
Na fotkach pierwsze chwile u nowej pani na rękach jeszcze u nas w domu.
We wtorek wieczorem pojawiła się Felicja. Musiała być bardzo głodna. Tak się objadła, że byłam święcie przekonana, że jest w ciąży i to na ostatnich łapach... Pierwszy moment na kicianie uciekła, ale szybko wróciła i na rączki proszę. Ku niezadowoleniu Piszczałki zainstalowaliśmy Felicję w kotłowni. Zamówiliśmy taką wielką wystawową klatkę gotowi podjąć wraz z Felą trud wychowania młodych. Oczywiście w środę rano byliśmy u weta, który ku naszej wielkiej uldze (od kamieni spadających mi z serca zatrzęsła się lecznica) stwierdził, że nijakich kociaków w brzuszku felicjowym nie ma. Umówiliśmy się na sterylkę na sobotę. Fala przez okno właziła do domu i spała na kanapie. Ale na wszystkie inne koty warczała. W piątek zniknęła. Czyżby wyczuła zamach na? Pojawiła się w sobotę późnym wieczorem i była cała niedzielę. Chyba wróciła się pożegnać, bo od tamtego czasu jej nie ma... A może przychodzi na michę jak nie widzimy?
Panienka z okienka ;)
Wejść czy nie wejść? Oto jest pytanie.
Nasz Protek :"O nowy kotek!"
Łapiemy jesienne słonko
Troszkę nam żal, że jej nie ma bo była bardzo miłym kotem. Z drugiej strony miała piękne futerko i nie wyglądała na bezpańskiego kota. Może się urwała na parę dni z domu? Mamy nadzieje, że jest bezpieczna. No i zawsze może do nas wrócić.
Tak jak pisaliśmy klatka została kupiona. Żal było żeby stała pusta... Podjęliśmy więc decyzję i zostaliśmy domem tymczasowym dla kotów z Oławskiego schroniska prowadzonego przez naszych (a w zasadzie naszych futer doktorów). Nasz pierwszy podopieczny to rudy kocurek. Przywieźliśmy go w sobotę 30.10. Był całkiem dziki. Przy próbie złapania go i wsadzenia do kontenerka pogryzł i podrapał doktora mimo, że ten miał grube rękawice. Byłam pełna obaw czy uda nam się młodziak oswoić, ale całkiem niepotrzebnie. Wprawdzie zaliczyliśmy jedną akcję: uciekam, prycham, drapię, gryzę, aleśmy się nie dali. Już w niedzielę rano wprawdzie sztywny ze strachu, ale zaczął mruczeć. Teraz chętnie siedzi na kolanach, nawet pod swetrem, sam daje brzuszek do drapania :D. Czytaliśmy tez książkę leżąc razem pod kocem. No i szleje z kuleczkami, kłębkiem włóczki. No i jest już zdrowy. Jurto ma przyjechać po niego nowa Pani. Będę tęsknić...
Jeszcze zestresowany u mojego M. na kolanach.
Wypłosz na klatce. (jeszcze oczka chore były)
Zabawy...
..i chwile wytchnienia
(nie mogę sobie darować, że ruszyłam to zdjęcia, ale kiciuś wygląda tak cudnie, że i tak je pokażę)
Odpoczywamy z panem po fajnej zabawie, tylko czemu ta pani, świeci mi po oczach?
Muszę Wam powiedzieć, że młodziak ma takie tempo, że tryb sportowy w aparacie nie wyrabiał. Obiecuję więcej fotek Rudzieńca. Wydaje mi się, że jest u nas bardzo długo a to ledwie 2 tygodnie...
Smutno nam będzie bez niego... Ale żeby nam się nie nudziło jedziemy po kolejnego dzikuska do oswajania, bo chyba całkiem nieźle nam to idzie. Trzymajcie kciuki za Rudzieńca w nowym domu i za nas.
Ależ się rozpisałam...Ale teraz rozumiecie czemu nie mam czasu na blogowanie. Każdą wolną chwilkę poświęcam oswajaniu Rudego. Działam tez decoupagowo i kartkowo ;)
Pięknie dziękuję za odwiedziny i komentarze pod poprzednim postem. Cieszę się, że się Wam kartki podobają :D
Zmykam wygłaskać Rudzieńca ;)
Cudowne kociska,dobrze,że jest Ktoś,komu na nich zależy,bo jaki byłby los tego maleństwa na pierwszym zdjęciu,gdybyście nie wyciągnęli go z trawska...Moj mąż tak wypatrzył jednego z moich trzech kotów.Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńRudzielec cudny!! Taki puchaty... zawsze chciałam mieć rudego kota :)
OdpowiedzUsuńJesteście niesamowici !!!! DT kiedyś o tym myślałam, nie mamy warunków. A w sumie dziewczynki byłyby szczęśliwe tylko że by te koty musiały już u nas zostać :) Pozdrawiam Kociarzy :)
OdpowiedzUsuńAsiu - jesteście oboje z mężem wspaniałymi ludźmi! Z ogromnym wzruszeniem przeczytałam Twojego posta i opowieść o kotach.
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością wszystkie "tymczaski" dzięki Wam nie tylko zaufają ludziom, ale także znajdą dobre i kochające je domy stałe.
Trzymam kciuki za kolejne udane oswajanie i czekam na kolejne fotorelacje z kotami w roli głównej :-))
Przytulam i głaszczę wszystkie wasze sierściuszki :-)
Wzruszyłam się!
OdpowiedzUsuńJesteście kochani a zwierzątka - cudne!
Uściski ślę!
Nieczęsto się odzywam ale zaglądam zawsze!
Miło czytać takie rzeczy, że ktoś się przejmuje, troszczy, że są jeszcze ludzie, którzy nie przejdą obojętnie obok kociego nieszczęścia. Bardzo Wam dziękuję, jesteście WSPANIALI!!!
OdpowiedzUsuńKOCIA OŁAWSKA MAMO-I TATO-duże uściski za wielkie serca.Koty przepiękne, rudy zwłaszcza-podejrzewam,że nie byłabym w stanie odac tych wszystkich "tymczasków" ...i skończyłabym jak nieszczęsna Wioletta, o dużym głosie...pozdrawiam mocno i serdecznie
OdpowiedzUsuńJak ja kocham koty!! Cudne są te kity zwłaszcza Rudy wpadł mi w oko, przystojniak z niego. Te koty to mają szczęście, że jesteś. Podziwiam Cię i czynić to będę do końca życia!!;) Buziaki dla Was i dla zwierzyńca :*
OdpowiedzUsuńkocham koty mogłabym wszystkie przygarnąć :) Na razie mamy 2 na wsi u mamy. Do tego 2 odwiedzające nas w nowym mieszkaniu :) My staramy się też dużo rzeczy robić sami m.in. maż pierwszy raz położył płytki :))Oby nasze remonty się skończyły :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twojego męża za takie zaangażowanie w kocie sprawy:)bo kobieta to prędzej z matczynego instynktu pochyli się nad kotem,ale facet rzadko.Mamy kota w domu,ale właściwie jest mój,facet na początku był nawet na mnie zły za kota,ale w końcu ktoś tą "szyją" jest:))
OdpowiedzUsuńmalutkie koty sa takie piekne ze nic tylko je schrupac, ostatnie zdjecie jest suuuper :) :)
OdpowiedzUsuńJoasieńko kochana-jesteście cudowni i niesamowici!!!Podziwiam z całego serca i życzę, abyście na swej drodze spotykali samych życzliwych i pomocnych ludzi!!!Anita
OdpowiedzUsuńRude są najfajniejsze! Nigdy specjalnie nie "dobierałam" kolorami kotów,ale zawsze jakoś mam rudzika. Wasz jest cudowny!!! Ciekawe czy będzie też charakterny?
OdpowiedzUsuń