poniedziałek, 29 listopada 2010

Skarbonka dla chrześniaka

Mój uroczy chrześniak - Ignaś skończył 2 tygodnie temu 3 latka. Zrobiłam dla niego taką skarbonkę.






Bardzo ucieszyło mnie to, że podobała się Ignasiowi, jego rodzicom i dziadkom.
Jak zobaczyłam serwetkę z zabawkami retro wprost z "Dziadka do orzechów" (też jest na tej serwetce), to od razu wiedziałam jak będzie wyglądać ta skarbonka. A motywów na nią szukałam długo.
Zasypało nas całkiem. Co odśnieżymy, to za chwilę znów pełno śniegu. Z jednej strony jest cudnie, z drugiej niebezpiecznie na drogach. Od jakiegoś czasu zwiększyła się ilość kotów przychodzących na michę. Już w zeszłym roku mój mąż zbudował zadaszony domek gdzie chowamy jedzonko. Musieliśmy dziś odśnieżać wejście do niego. Jak myślę o tych nieszczęsnych psach przykutych do dziurawych bud i kotach które nie są wpuszczane pod dach żeby mogły się ogrzać to serce mi się kraje. Drzwi do naszej kotłowni zawsze są uchylone. Czekają tam na koty kartony wymoszczone sianem. tak niewiele trzeba żeby zabezpieczyć zwierzaki przed zimnem. No ale na to kasy nie ma. Na wódkę zawsze jest... ;(

Odpowiadając na komentarze:
Reyes "El telar de mi abuela" Gracias. Saludos desde la nevada de Polonia.
Blogu, Niedzielny, Edino, Edi, Atuś, Małgosiu! Pięknie dziękuję za komentarze. Ciesze się, że moje karteczki przypadły Wam do gustu.
Edino! Witam! Miło, że do mnie zajrzałaś.
Edi! Koniecznie przedstaw nam kota i psa też :D I głaski ode mnie oraz pozdrowienia do naszej ferajny.
Autuś! Bardzo bym chciała wszystkie koty u siebie zatrzymać, ale... nasz dom nie jest z gumy, niestety. Mamy 2 psy, 7 kotów domowych, 1 kota domowo-podwórkowego i koteczkę podwórkowo-stodołową (nie jesteśmy w stanie jej namówić na wchodzenie do domu. Dobrze, że nauczyła się spać w kotłowni jak jest zimo). Dochodzących na michę kotów nie zliczę, bo część się nie ujawnia. Także sama rozumiesz...
Małgosiu! Robienie kartek nie jest takie trudne. Może kiedyś spróbujesz?
Pozdrawiam Was serdecznie. Mam nadzieje, że rano uda nam się wyjść z domu przez drzwi ;)

niedziela, 28 listopada 2010

Zaległości kartkowe i nowe podopieczne

Te kartki robiłam już dawno. Na zamówienie Edyty. Teraz i ona kartkuje ;D A nie mogłam ich pokazać, bo nie chciałam żeby osoby dla których były przeznaczone przez przypadek obejrzały je wcześniej.







A Oto nasze nowe podopieczne. Nie były tak dzikie jak Toffi, ale też zestrachane i nieufne.
Szylkretka jest na 99% siostra Tofiego

No i mój kot marzenie. Zawsze takiego chciałam mieć...

Dziewczyny są zdrowe i szaleją z kłębkami. Uwielbiają być głaskane. No i robią postępy w kontaktach z ludźmi. Dziś szylkretka pierwszy raz mnie podeptała :D
Obie królewny szujką domów.
Pięknie dziękuję za odwiedziny i komentarze. Przepraszam też że się u Was nie odzywam, choć staram się zaglądać. Ale praca w pracowni wre, a każdą wolną chwilę poświęcamy oswajaniu tech maluchów. No i nasze koty i psy trzeba dopieszczać, bo są troszkę zazdrosne. Poza tym przychodzi coraz więcej gości na michę i głaskanie (przynajmniej część, bo niektóre udaje się zobaczyć tylko przypadkiem) Mam nadzieję, że wybaczycie mi lakoniczność.
Życzę Wam pięknego tygodnia. Ponoć ma być już całkiem zimowy.

wtorek, 16 listopada 2010

Dla małej Małgorzatki

Jakiś czas temu Babcia Małgorzatki poprosiła mnie o zrobienie pudełka na pamiątki z chrztu wnusi





i pamiątkowej kartki ze zdjęciem Małgorzatki. Urocza z niej dziewuszka, prawda?



Rudy pojechał dziś do nowego domu. Zamieszkał z przemiłą Panią Wiolą. Myślę że będzie miał dom za "złotymi klamkami". Strasznie pusto bez niego, ale trzymam się dzielnie. Tym bardziej, że klatka już zajęta tym razem przez 2 kotki. Są na razie tak wystraszone, że na zdjęcia musicie zaczekać ;) Szylkretowa koteczka ma tak smutne oczy, że serce się kraje. Drugi kotek (na moje oko, tak po mordce, to też koteczka) jest czarny z białym gosikiem, skarpeteczkami, plamką koło nosa i wąsami i brewkami. Będzie z niej zadziora. Boi się, ale ma rozrabiactwo w ślepkach.

Odpowiadając na komentarze:
Pięknie Wam dziękuję za tyle ciepłych słów, ale naprawdę przesadzacie. Możemy to pomagamy. Tak już mamy, że nie umiemy przejść obojętnie obok cierpiących stworzeń.
Witam serdecznie Pani które odezwały się po raz pierwszy. Bardzo mi miło i zapraszam częściej ;D
Rossali! Jak się jeszcze trafi rudy to mogę dla Ciebie zarezerwować. Daj tylko znać czy chcesz i możesz adoptować kotka.
Izuś! 2,5 roku temu sąsiadka przyniosła do nas kociaki. Miały być tylko odchowane, ale tak im szukałam domów, że rozrabiają u nas do dziś i już ich nikomu nie oddam ;D. Ale 9 kotów to chyba wystarczająca ilość jak na jeden. Będę tęsknić za każdym z kociaków, ale tylko tak mogę im pomóc. Nikt nie chce brać dzikusków i jedyna dla nich szansa na dom to oswojenie.
Bozenas! Mój mąż ma rękę do kotów. Sam podaje tabletki, robi zastrzyki jak trzeba. Potrafi być stanowczy, ale łagodnie. Fajnie, że przekabaciłaś "głowę" ;)
Pozdrawiam wszystkich zaglądający serdecznie.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Koci wysyp, czyli czemu mnie nie ma...

Zbieram się i zbieram do napisania tego postu już od dłuższego czasu.
Ale sypnęło u mnie kotami. Zaczęło się 25.10. Wracaliśmy z mężem z Wrocławia kiedy w trawie przy drodze zauważyłam biały łepek i szare uszka. "Stój, tam jest kotek". No i wyciągnęliśmy z trawy i chaszczy 4-6 tygodniowe kociątko. Wsadziłam trzęsącego się malca pod kurtkę i do domku. Sąsiadka wspominała, że chcieli by kota. Wykonałam więc telefon. Beatka przyszła w ciągu kilku minut, wzięła kota na ręce...i wystarczyło jedno spojrzenie w oczy i już się w sobie zakochały. To była najszybsza adopcja w moim życiu ;D. Kicia ma cudny dom, a ja mogę chodzić ją odwiedzać :D

Na fotkach pierwsze chwile u nowej pani na rękach jeszcze u nas w domu.



We wtorek wieczorem pojawiła się Felicja. Musiała być bardzo głodna. Tak się objadła, że byłam święcie przekonana, że jest w ciąży i to na ostatnich łapach... Pierwszy moment na kicianie uciekła, ale szybko wróciła i na rączki proszę. Ku niezadowoleniu Piszczałki zainstalowaliśmy Felicję w kotłowni. Zamówiliśmy taką wielką wystawową klatkę gotowi podjąć wraz z Felą trud wychowania młodych. Oczywiście w środę rano byliśmy u weta, który ku naszej wielkiej uldze (od kamieni spadających mi z serca zatrzęsła się lecznica) stwierdził, że nijakich kociaków w brzuszku felicjowym nie ma. Umówiliśmy się na sterylkę na sobotę. Fala przez okno właziła do domu i spała na kanapie. Ale na wszystkie inne koty warczała. W piątek zniknęła. Czyżby wyczuła zamach na? Pojawiła się w sobotę późnym wieczorem i była cała niedzielę. Chyba wróciła się pożegnać, bo od tamtego czasu jej nie ma... A może przychodzi na michę jak nie widzimy?

Panienka z okienka ;)

Wejść czy nie wejść? Oto jest pytanie.

Nasz Protek :"O nowy kotek!"

Łapiemy jesienne słonko

Troszkę nam żal, że jej nie ma bo była bardzo miłym kotem. Z drugiej strony miała piękne futerko i nie wyglądała na bezpańskiego kota. Może się urwała na parę dni z domu? Mamy nadzieje, że jest bezpieczna. No i zawsze może do nas wrócić.

Tak jak pisaliśmy klatka została kupiona. Żal było żeby stała pusta... Podjęliśmy więc decyzję i zostaliśmy domem tymczasowym dla kotów z Oławskiego schroniska prowadzonego przez naszych (a w zasadzie naszych futer doktorów). Nasz pierwszy podopieczny to rudy kocurek. Przywieźliśmy go w sobotę 30.10. Był całkiem dziki. Przy próbie złapania go i wsadzenia do kontenerka pogryzł i podrapał doktora mimo, że ten miał grube rękawice. Byłam pełna obaw czy uda nam się młodziak oswoić, ale całkiem niepotrzebnie. Wprawdzie zaliczyliśmy jedną akcję: uciekam, prycham, drapię, gryzę, aleśmy się nie dali. Już w niedzielę rano wprawdzie sztywny ze strachu, ale zaczął mruczeć. Teraz chętnie siedzi na kolanach, nawet pod swetrem, sam daje brzuszek do drapania :D. Czytaliśmy tez książkę leżąc razem pod kocem. No i szleje z kuleczkami, kłębkiem włóczki. No i jest już zdrowy. Jurto ma przyjechać po niego nowa Pani. Będę tęsknić...

Jeszcze zestresowany u mojego M. na kolanach.

Wypłosz na klatce. (jeszcze oczka chore były)


Zabawy...





..i chwile wytchnienia
(nie mogę sobie darować, że ruszyłam to zdjęcia, ale kiciuś wygląda tak cudnie, że i tak je pokażę)


Odpoczywamy z panem po fajnej zabawie, tylko czemu ta pani, świeci mi po oczach?

Muszę Wam powiedzieć, że młodziak ma takie tempo, że tryb sportowy w aparacie nie wyrabiał. Obiecuję więcej fotek Rudzieńca. Wydaje mi się, że jest u nas bardzo długo a to ledwie 2 tygodnie...
Smutno nam będzie bez niego... Ale żeby nam się nie nudziło jedziemy po kolejnego dzikuska do oswajania, bo chyba całkiem nieźle nam to idzie. Trzymajcie kciuki za Rudzieńca w nowym domu i za nas.
Ależ się rozpisałam...Ale teraz rozumiecie czemu nie mam czasu na blogowanie. Każdą wolną chwilkę poświęcam oswajaniu Rudego. Działam tez decoupagowo i kartkowo ;)

Pięknie dziękuję za odwiedziny i komentarze pod poprzednim postem. Cieszę się, że się Wam kartki podobają :D
Zmykam wygłaskać Rudzieńca ;)

czwartek, 11 listopada 2010

Kartkowo

Znów mnie nie ma... Powody są bardzo ważne i wyjaśnię ja w następnym poście (próbuję go napisać od kilku, a może już kilkunastu dni :/)
Ponieważ dziś wybieram się na spotkanko z Jagodzianką i Edytą (mamy bomkować i kartkować), a chciałabym nam jeszcze jakieś ciacho uczynić więc tylko pokażę karteczki niedawno zrobione na imieniny Mamy:

i siostry :


Odpowiadając na komentarze:
Marysiu! Właściciele łapak pięknie mruczą w podziękowaniu.
Blog Niedzielny! Ale się uśmiałam!
Joasiu! Niestety... Najpiękniejsze scenki nie są uwiecznione, bo nie dążę po aparat, ale czasem się uda ;)
Ori! Nie ma sprawy! Polecam się na przyszłość :D
Życzę Wam pięknego świętowania!