środa, 20 lutego 2013

Odważyłam się

Zima kapryśna w tym roku. To odchodzi, to wraca. Jest piękna ze śniegiem i mrozem, ale plucha mnie (jak pewnie większości z nas) już nie zachwyca. Brakuje mi słonka i błękitu nieba nad białym śnieżkiem.
Nie znoszę nosić czapek, a zimno więc wydziergałam sobie komin - otulacz.


A do kompletu mitenki. Wreszcie się odważyłam!

Już wcześniej robiłam przymiarki. Po obejrzeniu kursiku u Aulik stwierdziłam, że wreszcie sobie jakieś wydziergam.

Olśniło mnie w trakcie robienia komina. Spojrzałam na wzór i zobaczyłam mitenki ;). Po prostu wiedziałam jak mają wyglądać.

Jedno i drugie wydziergane szydełkiem nr 5 z włóczki Comfort Inter-Foxu. Szybko poszło.
Wykończone oczkami rakowymi, mięciutkie i cieplutkie.

Teraz zimowy spacer mi nie straszny.

Od Jagodzianki dostałam wyróżnienie - serdeczne dzięki, ale o tym w następnym wpisie.
A u Chimerki zapisałam się na rozdawajkę z filmami w tle.

Zachwycajmy się zimą! Wszystkiego dobrego Wam życzę!

sobota, 16 lutego 2013

Na niedzielne śniadanko

Warto czasem pokusić się o domowe pieczywo. Coraz więcej z nas piecze chleby, bułki i super. Dowiedziałam się przypadkiem, że z chlebem robionym w dużych przemysłowych piekarniach zjadamy 2kg polepszaczy rocznie :O. Szok po prostu. Mój kochany mąż piekł chleb tradycyjny - na zakwasie tylko. Niestety używam czasu przeszłego, bo od kiedy zmienił pracę nie ma na to czasu.
U mnie z czasem różnie, ale czasem coś piekę. A że lubię powymyślać...
Zapraszam na bułki serowe ze słonecznikiem.



25g drożdży świeżych rozpuszczamy w szklance letniej wody.
Mieszamy 25 dkg mąki pszennej typ 650, 10 dkg mąki żytniej typ 720 i 15 dkg mąki pszennej pełnoziarnistej. 3 kopiate łyżki tej mieszanki łączymy z drożdżami i wodą i dajemy zaczynowi podrosnąć.
Do mieszanki mąk dajemy 20g soli i garść słonecznika oraz 10 dkg startego na grubych oczkach tarki sera (5 dkg mamy w zapasie do posypania bułek). Łączymy z zaczynem i wyrabiamy ciasto. Być może trzeba będzie dodać 1/4-1/2 szklanki wody. Zależy to od wilgotności mąki. Wyrabiamy elastyczne ciasto, które nie będzie się kleiło do rąk i miski.
Zostawiamy w ciepłym miejscu pod ściereczką do podwojenia objętości.
Wyrośnięte krótko wyrabiamy, dzielimy na części i formujemy bułki - zrobiłam 8.
Bułki układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i zostawiamy do ponownego wyrośnięcia.
Przed włożeniem do piekarnika smarujemy żółtkiem rozmąconym z mlekiem i posypujemy serem. Uwaga! Ważne żeby wiórki sera nie zostały na blaszce, bo się spalą.
Pieczemy w temperaturze 180 stopni aż się ładnie zrumienią. Zawsze robię to "na oko" więc nie powiem ile czasu piekłam.



Do bułeczek polecam pastę jajeczną. U nas był w wersji z szynką.
Jajka ugotowane na twardo zgniatam ubijaczem do ziemniaków z okrągłymi otworkami. Można je też bardzo drobno posiekać, albo przepuścić przez maszynkę do mięsa. Do tego dajemy drobniuśko posiekaną cebulę albo szczypiorek i szynkę pokrojoną w mikro kostkę. Doprawiamy solą pieprzem i majonezem.



Smacznego! :)

Pięknego weekendu życzę mimo niezbyt fajnej aury. Ale jak pogoda jest taka "zgniła" to fajnie pokucharzyć. Najlepiej całą rodziną :)

wtorek, 12 lutego 2013

We własne sidła...

Tak, tak wpadłam w nie po uszy. A w zasadzie to w sidła postanowienia noworocznego. Bardzo było proste w tym roku, a jednocześnie szalenie trudne. Brzmi:"NIE ODKŁADAJ NIC NA PÓŹNIEJ". Proste? Proste, ale... No właśnie zawsze jest jakieś "ale". Cokolwiek się zapętliłam ;) Latam, robię i niby efekty są, ale odłożyłam na później przyjemności. Np. blogowanie i zaglądanie do Was. A całkiem nie o to mi chodziło. To postanowienie miało spowodować, że będę lepiej zorganizowana, nie będę mieć zaległości,a czasu na przyjemności więcej. Coś jednak nie do końca przemyślałam. Zaczęłam sama sobie dokładać obowiązków, czasem zbędnych, miałam do siebie pretensje o to, że nie wszystko jest tak jak chciałam. Właśnie kilka dni temu powiedziałam STOP. Zrewidowałam, przejrzałam, przemyślałam. Absolutnie nie rezygnuję z postanowienia, ale racjonalizacja jest wskazana ;). Wygląda na to, że działa :D. Zobaczymy co będzie dalej.
Mimo lekkiego obłędu który sama sobie fundnęłam coś tam dłubałam.
Serduszkowa biżu dla Julci.






Koleżanka która sprzedawała na kiermaszu poinformowała mnie, że poszła niemal od ręki, co bardzo mnie cieszy. Udało się zebrać potrzebną kwotę Julcia pojechała na operację.

Pada u nas śnieg. Na jaśminie tuż pod oknem siedzą wróble. Czekają pewnie na swoją porcję jedzenia do karmnika. Biegnę zatem nakarmić zmarznięte ptaszki.

Mam nadzieję częściej się odzywać i zaglądać do Was.
Serdeczności dla wszystkich zaglądających.